Polecam moją najnowszą książkę. Znajdziecie w niej wiele tematów, które są obecnie (jak to się mówi) na politycznej agendzie.
Polecam moją najnowszą książkę. Znajdziecie w niej wiele tematów, które są obecnie (jak to się mówi) na politycznej agendzie.
Kurier z Munster Kurier z Munster
687
BLOG

Moment krytyczny!

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 8

Nowy sposób finansowania partii politycznych oraz reforma systemu wyborczego, to dwie istotne sprawy, które zaistniały w debacie publicznej, w trakcie kampanii prezydenckiej, i już sam ten fakt należy uznać za duży sukces. Udało się zmobilizować opinię publiczną wokół ważnych problemów. Teraz pozostaje tylko forsować te tematy dalej. Nie ustępować, nie poddawać się.

Jeżeli w najbliższej debacie telewizyjnej kandydatów nie stanie się nic przełomowego, nie nastąpi jakaś krytyczna sytuacja, oceniam, że Andrzej Duda te wybory wygra, – dość przekonująco i zdecydowanie, może nawet stosunkiem 60 do 40 proc. Badania demoskopijne pokazują, że chcą na niego głosować wyborcy Pawła Kukiza, a moim zdaniem, dołączy do nich również wiele innych środowisk, np. zwolennicy kandydatki SLD, Magdaleny Ogórek, które skupiła elektorat dość przypadkowy (incydentalny), uwiedziony tanimi, celebryckimi chwytami; pretendenta PiS poprze także ogromna cześć rozproszonej populacji wyborców narodowo-konserwatywnych, którzy w pierwszej turze głosowali na Janusza Korwina-Mikkę, Mariana Kowalskiego, Grzegorza Brauna, Jacka Wilka.

Duda dysponuje również sympatią ludzi o socjalnych poglądach. Ma poparcie dwóch najpotężniejszych central związkowych.

W powietrzu czuć świeży powiew, nastrój zmiany, i to dotyczy czegoś o wiele głębszego niż jedynie wydarzenia mające miejsce podczas ostatniej kampanii prezydenckiej; jest to związane z oceną całego okresu transformacji, 26 lat przemian ustrojowych. Polacy mają dość zaklinania rzeczywistości. Jednostronnych analiz czy diagnoz w stylu prof. Janusza Czapińskiego.

Kilka lat temu pisałem na łamach Gazety Finansowej o prawie lawiny. Problemy w Polsce nawarstwiały się przez całe lata. Mądrzy politolodzy czy socjologowie, to wiedzieli, – mieli trafną intuicję. Prof. Wawrzyniec Konarski przestrzegał, że mamy do czynienia z nasilającym się procesem delegitymizacji, którego postać nie zawsze musi być bierna. Wcześniej również sam pisałem o tzw. biernych kontestatorach, a więc osobach, które permanentnie nie chodzą do wyborów, wyrażając w ten sposób swój sprzeciw wobec rzeczywistości.

Do czasu. Przyjdzie dzień, w którym pójdą. A dla aktualnych elit może to być dzień zagłady. Następcy, jeżeli nie sięgną po opamiętanie, podzielą ich los.

Jest kilka zjawisk, które długo gromadziły się pod powierzchnią życia społeczno-politycznego, a teraz wybijają na zewnątrz, będąc właśnie warstwami (tektonicznymi) procesu delegitymizacji, rozumianego w jak najszerszym zakresie.

  1. Regresja ewolucyjna. Formalne podnoszenie aspiracji, połączone z nieumiejętnością ich zaspokajania, zadośćuczynienia im. Odpowiedzialnością za to słusznie został obarczony establishment, gdyż popełnił w tym zakresie ogromne błędy. To "paliwo" złożyło się m.in na sukces Pawła Kukiza.

Gdy się popatrzy na statystyki, liczba wykształconych Polaków dynamicznie rosła, z roku na rok przybywało ludzi wykształconych, ale jak skwitował to zjawisko prof. Bogusław Wolniewicz: „masa ciągnie w dół”; można zadawać pytania o jakość tego wykształcenia? Poprzez zwiększenie dostępności radykalnie obniżono jego poziom. Faktyczne kwalifikacje są mizerne, często nietrafione, niezgodne z predyspozycjami, zaś oczekiwania (aspiracje) wygórowane.

W latach 90 obserwowaliśmy proces schodzenia uczelni w dół, aby w celach komercyjnych przechwycić wyż demograficzny. Żeby to uczynić trzeba było się otworzyć, obniżyć ofertę edukacyjną. Dziś mamy do czynienia ze zjawiskiem odwrotnym, setki tysięcy młodych ludzi migrują z prowincji do metropolii, w celu zdobycia lepszego wykształcania, jednak uczelnie dalej obniżają poziom.

Niezaspokojone aspiracje rodzą frustracje. To się później przekłada na słabość kadr naukowych i kadr w ogóle, a także czynnik ten jest (obok korupcji) jedną z przyczyn niskich wskaźników innowacyjności, mimo, że państwo ładuje w tę dziedzinę grube miliardy złotych ze środków unijnych.

2. Regresji ewolucyjnej towarzyszy inny proces, który przy zastosowaniu pewnych generalizacji można nazwać prekaryzacją pracy. Miliony młodych ludzi borykają się z niepewnością zatrudnienia oraz warunków egzystencji, to zaś wtórnie kształtuje świadomość.

W Polsce te problemy obecne są bardzo mocno i kumulują się (odkładają) właściwie od początku transformacji, chociaż w ostatnim czasie uzyskały nowy wymiar, – właśnie poprzez wywindowanie aspiracji. Ale w gruncie rzeczy jest to szerszy, globalny proces: włoska prasa rozpisuje się na temat fenomenu dorosłych dzieci zamieszkujących z rodzicami. W Polsce też to mamy.

3. I jest wreszcie trzecie ogromne zjawisko, które obserwujemy: mobilność społeczna wyrażająca się na zewnątrz, czyli masowa emigracja Polaków poza granice kraju, istny exodus.

W tym przypadku możemy mówić o innej postaci tego samego procesu: delegitymizacji. Emigracja jest tym fenomenem, który, – sięgając po definicję Lewisa A. Cosera, amerykańskiego socjologa, teoretyka konfliktu, – pełni funkcję wentylu bezpieczeństwa, kanalizuje potencjalne napięcia społeczne.

Jak słusznie zauważył Rafał Górski, prezes Instytutu Spraw Obywatelskich, w rozmowie z prof. Andrzejem Zybertowiczem, w programie Jana Pospieszalskiego „Bliżej” (TVP Info, wrzesień 2013 r.): gdyby ci wszyscy ludzie nie wyjechali z Polski, już dawno doszłoby do wybuchu.

Wbrew temu co twierdzą politycy Platformy Obywatelskiej, emigracja była rządzącym na rękę, w tym sensie, że rozładowywała napięcia, a przynajmniej, obniżała ich skalę.

Prof. Janusz Czapiński może oczywiście dalej sporządzać diagnozy społeczne, i w dalszym ciągu twierdzić, jak to w Polsce dobrze się żyje, uzasadniając w ten sposób dogmat „zielonej wyspy”, ale ludzie wiedzą swoje. W książce „Moment krytyczny” utrącam argument prof. Czapińskiego i tego typu podobnych ocen polskiej sytuacji społeczno-politycznej jednym zdaniem: skoro jest tak dobrze, dlaczego jest tak źle; dlaczego miliony Polaków wyjechały z Polski, a kolejne miliony sposobią się do ucieczki.

Nie ucieka się z kraju, w którym jest dobrze… Powstał nastrój do zmiany, który zdyskontowali dwaj kandydaci tę atmosferę emanujący na polityczne tory: Andrzej Duda i Paweł Kukiz. Po nich przyjdą następni.

Co dała nam będąca na finiszu kampania prezydencka?

Dała jedną rzecz podstawową, o fundamentalnym znaczeniu i zwróciła uwagę na kilka pozostałych, bardzo istotnych tematów.

Przede wszystkim przywróciła Polakom podmiotowość, wiarę, że razem można jednak coś zmienić, coś zrobić; że demokracja ma sens, zaś głosowanie jest ważne; że elity nie muszą mieć monopolu, – ani na mądrość, ani na rządzenie.

Że to one mają służyć społeczeństwu, a nie na odwrót.

Miarą jakości demokracji jest stopień społecznej partycypacji. Demokracja bez uczestnictwa staje się pustą, jałową formułą. Wielokrotnie wspominał o tym Jan Paweł II. W kampanii prezydenckiej pojawiły się również zagadnienia, które to uczestnictwo ludzi w życiu obywatelskim mogłyby wzmocnić, a społeczeństwo upodmiotowić.

  1. Dyskusja o systemach wyborczych jest bardzo ważna. Obowiązujący obecnie w Polsce model proporcjonalny sakralizuje pierwsze miejsca na listach, dając ogromną władzę centralnym liderom partyjnym oraz budując klientelizm wobec narzuconej odgórnie hierarchii partyjnej. To co najbardziej zawodzi w Polsce, to sposób selekcji elit oraz ich niska jakość.

Dlaczego w Polsce funkcjonują partie charyzmatyczne (tzw. wodzowskie)? Są dwa główne powody takiej sytuacji, – jeden psychologiczny (o charakterze przejściowym); i drugi strukturalny (o tendencji trwałej): patriarchat przywódczy, czyli fakt, że liderzy większości ugrupowań są jednocześnie ich założycielami; oraz aktualny model wyborczy, połączony z systemem finansowania podmiotów politycznych.

Można oczywiście mieć wiele zastrzeżeń do idei JOW-ów (sam je w wielu punktach posiadam), ale ta formuła niesie ze sobą dwie ważne korzyści: zmienia percepcję wyborczą, uwypuklając kategorię jakości personalnej kandydatów, a także daje możliwość rozliczania liderów, a w ślad za tym, również reprezentantów poszczególnych formacji, na każdym poziomie życia publicznego. W obecnych warunkach liderzy partyjni mogą trwać w nieskończoność, niezależnie od wyborczych rezultatów (kazus Kaczyńskiego, Millera, itd.)

2. Drugi wart uwagi temat, to debata o zmianie modelu finansowania partii politycznych. Dotychczasowy sposób subwencjonowania petryfikuje scenę polityczną, blokuje napływ nowych prądów; daje ogromne przewagi finansowe ugrupowaniom parlamentarnym.

To trzeba zmienić, ale nie poprzez całkowitą likwidację finansowania partii politycznych z budżetu państwa, lecz poprzez wprowadzenie modelu kwotowego, związanego z odpisem od podatków.

Pisałem o tym już wiele lat temu, chyba jako pierwszy publicysta w Polsce (tu w ramach Salonu24). Niech ludzie zdecydują, komu chcą dać pieniądze, a komu zabrać. Ten system będzie miał wiele walorów, spośród których najważniejsze, to upodmiotowienie społeczeństwa, podniesienie poziomu obywatelskości oraz partycypacji, wzmocnienie, kulejącej obecnie, kontroli społecznej, wprowadzenie permanentnej możliwości weryfikowania działalności ugrupowań politycznych.

Kary finansowe najlepiej przemówią do wyobraźni polityków.

Jest wiele innych potrzebnych zmian, aby Polska mogła stać się państwem silnym, sprawnym, obywatelskim, i demokratycznym, jak np. synchronizacja struktur państwa: przeniesienie powiatów na poziom mniej więcej starych województw (czyli faktyczna redukcja); dopasowanie do tego systemu wyborczego do parlamentu, usunięcie dualizmu na poziomie województw poprzez likwidację sejmików wojewódzkich.

Wprowadzenie JOW-ów na wszystkich poziomach samorządu terytorialnego. To absurd, że w wyborach do powiatów ziemskich, odbywających się w bardzo małych okręgach, funkcjonuje proporcjonalna ordynacja wyborcza. Prowadzi to do kuriozalnych sytuacji, że ktoś zdobywa 500 głosów i nie uzyskuje mandatu, zaś ktoś inny 60 i go zdobywa.

Paweł Kukiz ma wiele racji.

Jednak w wyborach do Sejmu potrzebna jest przemyślana ordynacja proporcjonalna, dokonująca jednocześnie inkluzji najlepszych cech modelu jednomandatowego. Należy zmniejszyć okręgi do poziomu subregionów (starych województw) i przywrócić zasady proporcjonalności. To co obowiązuje w tej chwili, to karykatura proporcjonalności.

Najlepszy model wyborczy to taki, który doprowadzi do konwersji intencji wyartykułowanych w każdorazowych aktach głosowania poszczególnego wyborcy, na sposób przeliczania głosów na mandaty.

Aktualny system jest dla wyborców niezrozumiały, i między innymi również stąd bierze się ten bunt.

To wszystko można opisać za pomocą jednej wielkiej zmiany, która pełnić będzie rolę swoistej klamry dla zmian pozostałych: poprzez uchwalenie nowej konstytucji. Piszę o tym wszystkim w książce „Moment krytyczny”, proponując konkretne rozwiązania.

Dramat polega na czym innym: niestety w drugiej turze wyborów prezydenckich pozostało dwóch kandydatów, którzy w mniejszym lub większym stopniu, są funkcją istniejącego systemu politycznego, i na różny sposób, – czasami wbrew demonstrowanej symbolice, – gwarantują jego kontynuację.

Zarówno PO, jak PiS są beneficjentami partyjnego państwa w obecnym kształcie, i stąd konsekwentnie opowiadają się za jego trwaniem.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka