Polecam moją najnowszą książkę. Wiele znajdziecie w niej na temat systemów wyborczych (w tym JOW-ów) oraz innych ważnych reform.
Polecam moją najnowszą książkę. Wiele znajdziecie w niej na temat systemów wyborczych (w tym JOW-ów) oraz innych ważnych reform.
Kurier z Munster Kurier z Munster
1127
BLOG

JOW-y wzmocnią PSL

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 29

W każdej kampanii wyborczej szuka się takiego tematu, który podzieli społeczeństwo wg korzystnych dla określonego kandydata proporcji. Sięga się po kwestie silnie nasycone emocjami, takie jak aborcja, in vitro, kara śmierci, czy sekularyzacja. Niespodziewanie w obecnych wyborach prezydenckich sprawą taką stały się jednomandatowe okręgi wyborcze, a więc zagadnienie nieideologiczne, tylko systemowe.

Dlaczego JOW-y uzyskały status skutecznego hasła politycznego, które przebojem zostało wprowadzone do debaty publicznej? Można wymienić trzy główne walory, tłumaczące marketingową rolę tego postulatu.

  1. Pozorna prostota. Ludziom wydaje się, że wiedzą o co chodzi i że tak będzie dobrze. Jasne postawienie sprawy: jeden mandat, jeden wybierany poseł i wszystko jest ok. Tymczasem w gruncie rzeczy JOW-ów nie rozumieją nie tylko statystyczni Polacy, ale również wytrawni komentatorzy, publicyści, politycy.
  2. Kontrowersyjność. Temat wywołuje natychmiastowe reakcje polityków, protestujących przeciwko temu postulatowi. Tworzy się domniemanie opozycji: establishment – reszta społeczeństwa. Partie dominujące PO – PiS próbują wmówić wyborcom, że JOW-y jeszcze bardziej spetryfikują ich supremację na scenie politycznej, ale jednocześnie są im przeciwne.
  3. Najistotniejsza jest jednak trzecia cecha: to hasło jest tym, co używając języka żeglarskiego można nazwać „holownikiem”, – znakomicie ciągnie przekaz kluczowy: CHCEMY ZMIANY! JOW-y w bieżącej kampanii prezydenckiej stały się substytutem zmiany. Tego celu nie zaspokoiło żadne inne zagadnienie, takie jak in vitro czy ustawa antyprzemocowa.

Zostawmy marketing polityczny na boku i postarajmy się spojrzeć na JOW-y merytorycznie. Co wprowadzenie tego modelu, dałoby Polsce? Jakie konsekwencje wiązałyby się z realizacją forsowanego postulatu. W debacie publicznej funkcjonuje pełno uproszczeń, stereotypów, fałszywych tez. Mało kto rozumie o co chodzi.

Na każdy system wyborczy można spojrzeć z dwóch stron.

  1. Arytmetycznej, czyli z perspektywy liczącego głosy, a ujmując rzecz bardzie fachowo: od strony parytetu przeliczania głosów na mandaty.
  2. Poznawczej, a więc od strony głosującego.

Kluczową różnicą, którą wprowadzają JOW-y nie jest wcale, wbrew pozorom, jednomandatowy algorytm wyborczy, wg. którego zwycięzca bierze wszystko, lecz percepcja wyborców. Zmienia się optyka postrzegania wyborczej rywalizacji.

Najważniejszym regulatorem jest przestrzeń wyborcza, rozmiary podstawowych jednostek wyborczych (okręgów). Wprost proporcjonalnie do zmniejszania okręgów wyborczych będzie wzrastać poziom rozpoznawalności kandydatów, zwiększy się identyfikowalność personalna.

Mówiąc bardziej obrazowo: kiedy system jest nieczytelny, niezrozumiały dla ludzi, wyborcy pójdą tropem tożsamości politycznej, a także parytetu określonego na liście wyborczej przez centralnych partyjnych liderów; postawę wyborców będą determinować dwa bezosobowe czynniki: szyld oraz kolejność (narzucona z góry).

Gdy system jest jasny, prosty, zaś kandydaci rozpoznawalni (a spłaszczenie okręgów wyborczych to gwarantuje) wzrasta rola personifikacji, rozpoznawalności osobowej w procesie wyborczym. W miejsce jakości partyjnych, większą rolę zaczynają odgrywać jakości indywidualne.

W prowadzonych dyskusjach funkcjonuje stereotyp, jakoby wprowadzenie JOW-ów jeszcze bardziej spetryfikowało istniejącą polaryzację polityczną PO-PiS, popychając nasz kraj ewidentnie w stronę układu dwupartyjnego. To teza prawdopodobna, jedna z możliwych, jednak jej wadą, jak to często bywa w podobnych sytuacjach, jest nadmierne uproszczenie.

Wszystko zależy od wariantu wg jakiego JOW-y zostałyby wprowadzone. Uwypuklić należy fakt, że powoływany często jako argument przemawiający przeciwko modelowi jednomandatowemu, przykład Senatu, nie jest dla JOW-ów reprezentatywny, gdyż został zbudowany na bazie dużych okręgów wyborczych, co w niewielkim stopniu zmieniło percepcję wyborczą.

Ale gdyby podstawową jednostką wyborczą stały się powiaty w obecnym kształcie (czyli zaimplementowano by regułę: jeden powiat – jeden mandat), mogłoby dojść do precedensu.

Wbrew temu co zasugerował w telewizyjnej debacie kandydatów na prezydenta, Janusz Korwin-Mikke, reprezentatywny dla Polski nie jest również system brytyjski. Należy uwzględnić specyficzną sytuację każdego kraju. JOW-y to model bardzo wrażliwy na determinanty wewnętrzne.

Polski paradoks polega na tym, że PO i PiS są partiami najpopularniejszymi, co nie oznacza, że najsilniejszymi. To „wydmuszki”. Ich znaczenie wynika bardziej z marketingu politycznego, efektów ostrej polaryzacji, niż atutów organizacyjno-logistycznych. Nie posiadają rozbudowanych struktur terenowych.

Wybory samorządowe pokazują jeden ciekawy, ale jednocześnie niewystarczająco doceniany przez obserwatorów, fenomen: rezultaty wyborcze obydwu ugrupowań są o wiele słabsze niż w wyborach ogólnopolskich. Zwłaszcza na szczeblu powiatów (gdzie nadal funkcjonuje system proporcjonalny, jednak ludzie głosują identycznie jak w jednomandatowym – na osobę), PO i PiS przegrywają z PSL-em, które posiada rozbudowaną sieć klientelistyczną.

I tu jest pies pogrzebany. Otóż w polskiej sytuacji wprowadzenie JOW-ów prawdopodobnie doprowadziłoby do powstania systemu trójpartyjnego: PO-PiS + PSL, z istotnym udziałem tego trzeciego podmiotu politycznego + wolni strzelcy (przykład Stokłosy).

Czy to dobrze?

Wśród wielu wad system proporcjonalny posiada jedną zaletę: dezorganizuje wpływy lokalnych grup interesów, struktur przestępczych, rozmaitych układów, czyli tego wszystkiego co możemy nazwać lokalnym kilentelizmem. Wielkie okręgi wyborcze oraz proporcjonalny sposób przeliczania głosów na mandaty, marginalizują rolę miejscowych powiązań.

Mankamentem systemu proporcjonalnego jest z kolei uzależnienie reprezentantów od klientelizmu zorientowanego wobec centralnych partyjnych liderów. Stąd m.in. bierze się funkcjonujący w Polsce model partii charyzmatycznych (wodzowskich), bo to liderzy ustalają listy.

Wielkość okręgów wyborczych jest regulatorem dystansu, który może być krótszy do elit centralnych, albo, – ale tylko pozornie, – do  społeczeństwa. Co niestety w tym drugim przypadku trzeba czytać jako lokalnych elit, grup interesu, ośrodków wpływu, czyli struktur klientelistycznych.

PSL jest bardzo ciekawym precedensem. Tam gdzie pojawia się kategoria bezpośredniego interesu, czyli w wyborach samorządowych albo parlamentarnych, partia ta osiąga lepsze rezultaty niżby wynikało z jej ogólnopolskiej popularności. Jak widać, nawet w wyborach proporcjonalnych, nie tylko szyld się liczy, ale również jakość kandydatów, czego nie należy rozumieć dosłownie, gdyż często za tym kryje się siła powiązań klientelistycznych.

Tam gdzie rośnie wpływ rozpoznawalności personalnej, a tak dzieje się w wyborach do powiatów ziemskich, prowadzonych wprawdzie wedle reguł modelu proporcjonalnego, ale w małych okręgach, pretendenci wystawiani przez PSL osiągają sukcesy lepsze niż wynikałoby z globalnej popularności stronnictwa, co w końcu, wtórnie, również konwertuje na siłę globalną (ogólnopolską), zwłaszcza w trakcie wyborów parlamentarnych.  

Trudno zatem zakładać, że inaczej byłoby w rywalizacji do Sejmu, opartej na jednomandatowych okręgach wyborczych, budowanych na podstawie powiatów. Jednym z największych beneficjentów stałby się PSL, ze względu na silne zakorzenienie w powiatach oraz infrastrukturę klientelistcyzną, która jest mocno rozbudowana.

Podam konkretny przykład takiej sytuacji. W okręgu koniński-gnieźnieńskim na 9 obecnie przypadających mandatów, PO i PiS wzięły w ostatnich wyborach po 3, Ruch Paliota – 1, i PSL – 1. Po wprowadzeniu JOW-ów ta przestrzeń wyborcza zostałaby podzielona na 9 okręgów. Ludowcy mieliby szansę uzyskania zwycięstwa w 3 a nawet 4 okręgach.

W inicjowanej w mediach dyskusji pojawia się wiele absurdów i nieuprawnionych analiz. Np. próbuje się na podstawie rezultatów wyborów prezydenckich wnioskować o wynikach wyborów parlamentarnych, prowadzonych w systemie jednomandatowym. Argument ten można utrącić jednym faktem: PiS nie wystawi w wyborach do Sejmu 460 Andrzejów Dudów, zaś PO 460 Bronisławów Komorowskich. W wielu powiatach obydwie formacje nie posiadają silnych struktur ani popularnych kandydatów.

Podobnie wnioskowanie o ewentualnej arytmetyce sejmowej po wprowadzeniu JOW-ów na podstawie rezultatów dotychczasowych wyborów do Sejmu jest nieadekwatne, gdyż te przeprowadzane były w zupełnie innych warunkach, – rozgrywały się na wielkich przestrzeniach wyborczych, przy bardzo niskiej identyfikowalności kandydatów.

Tymczasem implementacja JOW-ów na bazie małych okręgów, radykalnie zmieni percepcję głosujących.

Najlepszy system to taki, który w miarę wiernie przeniesie intencje wyrażone w akcie głosowania każdego wyborcy, na sposób przeliczania głosów na mandaty. W tym przypadku optymalny dla Polski byłby system proporcjonalny z cechami jednomandatowego. Kilka lat temu zaproponowałem taki model na łamach „Gazety Finansowej”, a następnie skonsultowałem zaproponowany wariant z prof. Jarosławem Flisem z Uniwersytetu Jagiellońskiego (jednym z najbardziej kompetentnych fachowców od tych spraw), który wyraził się o mojej propozycji bardzo pochlebnie.

Zainteresowani mogą zapoznać się z moim tekstem tu.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka