Roman Mańka (autor zdjęcia – Jerzy Mosoń)
Roman Mańka (autor zdjęcia – Jerzy Mosoń)
Kurier z Munster Kurier z Munster
3399
BLOG

Anatomia oszustwa

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 34

Premier rządu polskiego oraz Telewizja Polska wraz z agencją badawczą TNS Polska, w trakcie demokratycznej procedury, jaką było referendum o odwołanie Hanny Gronkiewicz-Waltz, dopuścili się, w mojej ocenie, subtelnej manipulacji. Warto przyjrzeć się kluczowym technikom które zastosowano. Będzie to dobra lekcja na przyszłość.

Rozciągnięcie alternatywy referendalnej na obszar intymności głosujących. Przeanalizujmy strukturę oraz konotację semantyczną apeli premiera Tuska, o nie pójście do referendum: sedno problemu sprowadza się do kwestii, iż nie zwracał on się do wyborców o bierność bezkierunkowo czy w rozumieniu abstrakcyjnym, w rodzaju emisji komunikatu o mniej więcej takiej treści – nie idźcie do referendum (każdy może poczuć się odbiorcą takich słów); wezwania Tuska miały konkretnego adresata: (…) „Liczę na to, że warszawiacy w swojej przewadze wyrażą wotum zaufania dla prezydent Warszawy Hanny Gronkiewicz-Waltz, odmawiając udziału w referendum”.

W ten sposób premier dookreślił, zdefiniował populację będącą przeciwko odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz, a jednocześnie ustawił kryteria poznawcze pozwalające na łatwą identyfikację grupy alternatywnej, która zamierzała iść, i w jakiejś mierze, poszła do urn referendalnych.

Co tu jest problemem?

Trudno rozstrzygnąć czy uzasadnione są zarzuty PiS o złamanie zasady tajności wyborów, rozproszonej w Konstytucji RP, w art. 96 ust. 2, 97 ust. 2, 127 ust. 1, oraz w ustawach samorządowych i kodeksie wyborczym, ale można zaryzykować tezę ostrożniejszą (nie tak daleko idącą): komunikaty premiera stanowiły poważne ograniczenie anonimowości głosowania.

Sam Donald Tusk, mimochodem oraz w zapędzie retorycznym, przyznał się do tego, opisując wyborców nie biorących udziału w referendum tymi oto słowami:  nieuczestniczenie w referendum nie jest bojkotem, jest stanowiskiem. Premier scharakteryzował grupę oraz jej stanowisko, nadając obydwu kategoriom ścisłe relacje tożsamości, ułatwiające identyfikację poszczególnych postaw referendalnych.

Na marginesie: wbrew twierdzeniom premiera ustawodawca nie ustanowił wymogu progu frekwencyjnego w ustawie o referendach jako kryterium negatywnego (defensywnego), służącego ochronie władz samorządowych, lecz jako czynnik mający zapewnić odpowiedni poziom demokracji oraz życia obywatelskiego. W tym kontekście wskazane byłoby mobilizowanie aktywności wyborczej a nie gra na obniżenie frekwencji (wykładnia logiczna, systemowa, funkcjonalna).  

Elementem wpisanym w te komunikaty w sposób immanentny (jakby produktem dodatkowym), była presja. Anonimowość głosowania w przyjętych modelach demokratycznych pełni funkcję zapewnienia wyborcom, jak najdalej posuniętej swobody wyboru oraz możliwie maksymalnej redukcji czynników nacisku zewnętrznego.   

Argumentując w drugą stronę: każde ograniczenie poziomu anonimowości wyborczej, stanowi zwiększenie wpływu napięć a także determinant zewnętrznych na proces wyborczy.

W tle sytuacji uderza jeszcze coś innego: zasada neutralności centralnych organów państwa wobec samorządu. Jest to reguła głęboko zakorzeniona w prawie oraz kulturze. Władza administracji centralnej, pomijając aspekt zadań zleconych, kończy się na poziomie województw. Zaangażowanie premiera w sprawy samorządu jest praktyką niedopuszczalną, nie mającą precedensu w całej historii III Rzeczpospolitej.

Proszę wyobrazić sobie reakcje medialne, gdyby analogiczną postawę jak Tusk, w czasie hipotetycznego referendum, przyjął Jarosław Kaczyński, w okresie kiedy pełnił funkcję premiera – media by go zadziobały. Inicjatywa referendalna w Warszawie pokazała asymetrię ocen oraz komentarzy medialnych, formułowanych wobec dwóch najistotniejszych graczy aktualnej sceny politycznej w Polsce. Są różne standardy wedle których media opisują rzeczywistość polityczną; nierówne reguły gry.

Deracjonalizacja protestu (pisałem o tym żartem na swoim niszowym blogu). Mechanizm ten jest stosowany w Polsce bardzo często, właściwie co wybory, i polega na przeprogramowaniu postaw wyborczych. Ale podczas warszawskiego referendum, po raz pierwszy wystąpił z tak dużym poziomem ewidentności, w formie wyostrzonej, bo ostra była postawiona alternatywa.

Polegało to na implementowaniu pewnego algorytmu wyborczego (można użyć również sława – trendu) poprzez uruchomienie zniechęcającego do udziału w referendum sposobu myślenia.

W ostatnim dniu ciszy wyborczej, na ok. 40 godzin przed otwarciem lokali referendalnych, TVP opublikowała sondaż przeprowadzony przez TNS Polska, naruszający wszelkie zasady naukowego warsztatu oraz rzetelności intelektualnej.   

Co przedstawiona ankieta mówiła wyborcom? Jeżeli odwołacie Hannę Gronkiewicz-Waltz, to za miesiąc ponownie wybierzecie ją na prezydent Warszawy (taka była sugestia mediów, choć z sondażu to jednoznacznie nie wynikało – rezultat osiągnięty w hipotetycznej pierwszej turze nie przesądza o końcowym zwycięstwie).

Komunikat na temat szans poszczególnych kandydatów (w dużej mierze wirtualnych) miał prawo się pojawić w ramach sporządzonego badania, ale w tle. Informacją pierwszoplanową, kluczową z punktu widzenia świadomości wyborców, był przewidywany poziom frekwencji, natomiast ten wątek kompletnie pominięto. A był to decydujący moment, przesądzający o postawach referendalnych.

Popełniono tzw. błąd formalny. Przeprowadzono sondaż niezgodny z przedmiotem badanego zjawiska oraz źle skonstruowany chronologicznie. Referendum dotyczyło odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz a nie wyborów nowego prezydenta Warszawy, po jej ewentualnym odwołaniu. Zbadano wydarzenie hipotetyczne, którego warunkiem zaistnienia, był udział (na poziomie określonym przez prawo) w zjawisku realnym, którego w badaniu nie eksplorowano.  

To tak samo jakby przed długim majowym weekendem synoptycy poinformowali nas, jaka będzie pogoda w czerwcu, w Boże Ciało, całkowicie pomijając najbliższe czasowo zjawiska meteorologiczne.

Kluczowym zagadnieniem, które powinno być poddane badaniom była przewidywana frekwencja oraz antycypowany rozkład głosów w ramach referendum.

Mówiąc kolokwialnie: odcięto sens od działania, poprzez zmanipulowanie aspektu poznawczego, wpłynięto na obszar behawioralny.

Postawa człowieka (w tym również wyborcza) składa się z trzech komponentów: poznawczego, emocjonalnego, oraz behawioralnego. Manipulując umiejętnie pierwszym elementem, można wpływać na dwa pozostałe.

Upraszczając nieco sprawę:  w zachowaniach wyborczych istotne są dwa wymiary: racjonalny i irracjonalny (emocjonalny). W różnych sytuacjach, i w różnym, stopniu, napędzają one działania wyborców (aspekt behawioralny), przejmując albo oddając rolę kierowniczą nad nimi. Nierzadko postawy wyborcze stają się wypadkową obydwu czynników,

W przypadku referendum osłabiono motywowany bodźcami racjonalnymi trend pragmatyczny, poprzez deracjonalizcję postawy wyborczej, wzmacniając konformizm i oportunizm, procesy wpływające na zachowania wyborcze.

Doprowadziło to do demobilizacji zasobów wyborczych strony opowiadającej się w referendum za odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka