Roman Mańka (autor zdjęcia: Jerzy Mosoń)
Roman Mańka (autor zdjęcia: Jerzy Mosoń)
Kurier z Munster Kurier z Munster
1349
BLOG

Czy Kalisz będzie rządził Warszawą?

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 9

Specjaliści w różny sposób interpretują pierwszą turę wyborów samorządowych w Elblągu. Najczęściej powtarzanym sloganem, w odniesieniu do rezultatu Platformy Obywatelskiej, jest sformułowanie: „porażka, ale nie klęska”.

Będę oryginalny. Osobiście uważa, biorąc pod uwagę aktualne uwarunkowania polityczne, że PO osiągnęła relatywny sukces – nie została zatopiona, weszła do wielkiego finału, przedłużyła sobie życie.

Szczerze przyznam, że przed wyborami w Elblągu nie dawałem Platformie szans na utrzymanie się w grze. Jednak PO, po raz kolejny mnie zaskoczyła.

Z elbląskiej batalii wynika kilka ważnych przesłanek mających silny kontekst krajowy.

W polskiej polityce nadal dominują dwie partie – PO i PiS – które jednak ostatnio zamieniły się miejscami. Realna przewaga PiS, w wymiarze globalnym, może wynosić nawet (w przypływach) 15 proc., skoro lokalnie, na terenach o tradycyjnym przechyle lewicowym, kształtuje się na poziomie 10.

Zakładam, że gdyby frekwencja w Elblągu była wyższa, PO przegrałaby jeszcze bardziej dotkliwie.

Realnie PiS zbliża się do granicy 40 proc. (moim zdaniem już ją przekroczył), zaś notowania Platformy, bliskie są spadku poniżej progu ostrożnościowego 20 proc. Linie poparcia tych ugrupowań nie tylko przecięły się, ale również mocno rozeszły, niczym szeroko rozwarte nożyce.

Platforma Obywatelska nadal jest oceniana niezależnie od jakości swoich rządów. To między innymi pokazał elbląski wynik wyborów. PO uzyskuje lepsze rezultaty niżby wynikało z rzeczywistej oceny sytuacji.

Dzieje się tak z dwóch powodów.

Nadal działa straszak PiS. W procesie poznawczym części wyborców PO jest postrzegana w kontekście PiS. Ten czynnik ostatnio mocno osłabł, ale jego potencjał jest w dalszym ciągu duży.

Po lewej stronie nie powstała dla Platformy jakakolwiek alternatywa. Europa+ w Elblągu nie miała dobrego otwarcia. SLD to partia przynajmniej werbalnie socjalna.

Tak więc, wyborcy o poglądach lewicowo kulturowych ciągle nie posiadają swojej politycznej emanacji.

W tym punkcie tkwią pewne szanse dla PO, i pewien wyborczy potencjał. Z wielkim zainteresowaniem oczekuję II tury wyborów w Elblągu, aby zaobserwować, jak zachowa się lewicowy elektorat. Nawet jednak, jeżeli w tym konkretnym przypadku nie poprze kandydatki Platformy, to elbląski kazus nie musi być reprezentatywny dla całego kraju. W wyborach ogólnopolskich migracje elektoratów mogą kształtować się inaczej.

Z Elbląga wypływa jeszcze jeden arcyważny wniosek. Pojęcie tzw. zdolności koalicyjnej jest zjawiskiem złożonym i wielowymiarowym.

Formalnie, i w wymiarze symbolicznym, wszyscy są przeciwko PiS. To pewien utrwalony rytuał polskiej polityki, który co najmniej od 2007 r. odgrywają czołowi aktorzy polskiej sceny politycznej.

Jednak faktycznie, w wymiarze pragmatycznym, wszyscy są w kontrze wobec Platformy. Przykłady Elbląga, Warszawy, czy wcześniej Podkarpacia, dobitnie to pokazują.

Jest naturalną rzeczą, że permanentna dominacja jednej partii budzi bunt wśród pozostałych. Poza tym, alianse z formacją rządzącą mogą być, w dobie kryzysu, pewnym balastem.

Rozjechała się sfera emocjonalna, pomiędzy tym czego chcieliby politycy a wyborcy poszczególnych ugrupowań. W tym segmencie istnieje wyraźna asymetria oczekiwań.

Słusznie ten aspekt uwypukla dr Rafał Chwedoruk, zauważając, że wśród polityków występują emocje antypisowskie, ale wśród wyborców antyplatformerskie.

To oznacza, że gdybanie nad przyszłymi koalicjami jest wróżeniem z fusów. W polityce nie ma rzeczy niemożliwych.

Czy można sobie wyobrazić koalicję, na pozór egzotyczną, PiS i SLD? Oczywiście, że można. Moim zdaniem, z różnych względów, jest ona nawet prawdopodobna. To zbliżenie PiS-u oraz SLD widzimy już od czasu katastrofy smoleńskiej, a przecież w trakcie wyborów prezydenckich też była nieformalna współpraca pomiędzy Kaczyńskim a Napieralskim, sterowanym przez Millera.

Jakie z tego wszystkiego wynikają konsekwencje dla Warszawy?

W sensie politycznym, w stolicy ukształtowały się dwie koalicje: PO i SLD – w obronie Hanny Gronkiewicz-Waltz oraz PiS i Europa+ – chcące zatopić obecną prezydent.

SLD jest w trudnej sytuacji, gdyż trudno otwarcie wspierać HGW. Sojusz może więc uciekać się jedynie do półśrodków, w rodzaju: „po co fundować miastu przyspieszone wybory?”; „Tusk i tak przyśle komisarza z Platformy”; etc.

Sam elektorat PiS-u nie wystarczy do sukcesu referendum.

W tej sytuacji kluczowe będzie zachowanie potencjalnych (kładę nacisk na słowo – „potencjalnych”) wyborców Europy+. Warszawa to ostatnia szansa dla tej, jeszcze na dobre nie powstałej, formacji. Jednak paradoksalnie, to miejsce może stanowić dla niej moment zwrotny.

Przegrane wybory w Elblągu jeszcze niczego nie przesądzają; nie grzebią szans Kwaśniewskiego, Palikota, Siwca, i innych. Beneficjentem referendum w Warszawie, a precyzyjniej rzecz ujmując tego co się po nim stanie, może być Europa+. W Warszawie zdjęcie z Kwaśniewskim pomoże.

Gdyby warszawskie referendum zakończyło się odwołaniem Hanny Gronkiewicz-Waltz, Europa+ będzie mogła zastanawiać się nad wystawianiem jednego z dwóch mocnych kandydatów: Kalisza lub, byłego prezydenta Warszawa, Piskorskiego.

Kalisz pasowałby do fotografii z Kwaśniewskim jak ulał. Ten ostatni mógłby występować jako patron przyszłej warszawskiej prezydentury, i jej promotor w globalnym świecie.

Czy inne formacje posiadają tak dobrych kandydatów?

W PO, po ewentualnym odwołaniu Hanny Gronkiewicz-Waltz, w ogóle ich nie widać; w SLD też nie. Potencjalny kandydat PiS, niedoszły premier rządu technicznego, prof. Gliński, to dość mocna karta, ale czy zdołałby wygrać z Kaliszem?

Jeżeli Europa+ chce się odegrać za upokarzającą porażkę w Elblągu, musi doprowadzić do skutecznego referendum w Warszawie. Jestem pewien, że wówczas osiągnie co najmniej lepszy rezultat od konkurencyjnego SLD, być może również od PO, a niewykluczone, że od wszystkich pozostałych partii.

Dlatego w interesie Europy+ jest przeć ku przyspieszonym wyborom w stolicy. Mówiąc językiem kolarskim, to może być najbardziej prestiżowa lotna premia przed wielkim finiszem.

A w następnej notce napiszę analizę, jaką taktykę powinni obrać kandydaci, którzy dostali się do wielkiego finału wyborów w Elblągu.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka