Kurier z Munster Kurier z Munster
799
BLOG

Polacy nic się nie stało…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 8

Zakończony właśnie udział polskiej reprezentacji w piłkarskich Mistrzostwach Europy we Francji skłania do głębokiej refleksji: oto upodobaliśmy sobie świętowanie różnych okoliczności w sposób bardzo spektakularny, ale nieadekwatny do treści danego osiągnięcia, i bez mocnych podstaw.

Analogicznie jest z celebrą rocznic narodowych. Rokrocznie świętujemy datę rozpoczęcia Powstania Warszawskiego, dzień wybuchu II wojny światowej, szczycimy się faktem, iż Westerplatte broniło się tydzień, gloryfikujemy powstania: listopadowe i styczniowe. Można powiedzieć, iż wyspecjalizowaliśmy się w afirmowaniu porażek albo wątpliwych sukcesów. Dorabiamy do nich ideologię moralnego zwycięstwa.

Start polskiej drużyny na EURO 2016 na pewno nie był klęską, ani też porażką. Zespół Adama Nawałki nie przegrał ani jednego meczu. Ale czy dojście do ćwierćfinału można nazwać sukcesem? Czy piłkarze zasłużyli sobie na tak gorące przyjęcie, jakie im zgotowano na Okęciu, skoro sami uważają, iż nic wielkiego nie osiągnęli? Czy aby trochę nie przesadzamy?

Belgia uzyskała podczas aktualnych Mistrzostw Europy to samo co my. Jednak historia Belgów pod tym względem jest jeszcze bardziej martyrologiczna od naszej: na EURO ostatni raz grali 16 lat temu, kiedy byli współgospodarzami tej imprezy, wówczas nie wyszli z grupy; analizując pięć ostatnich turniejów Mistrzostw Świata, grali tylko w jednym, my w dwóch (2002, 2006). Patrząc na okres minionych 30 lat można powiedzieć, że zarówno belgijską, jak i polską piłkę dotknął identyczny kryzys. My przynajmniej mieliśmy przebłyski w postaci srebrnego medalu Igrzysk Olimpijskich w Barcelonie w 1992 r., dwukrotnego awansu na mundial i raz na EURO, oni nie mieli nic.

Ciekaw jestem jak wyglądał powrót belgijskich futbolistów do Brukseli, czy urządzono im tam tak ogromną „pompę”, jak w Warszawie? Czy tamtejsze media relacjonowały przybycie Hazarda, De Bruyne, Carasco, czy Lukaku do rodzinnych miejscowości? Jak będzie wyglądała przyszłość trenera Marca Wilmotsa? Czy dostanie podwyżkę?

Przecież Belgowie osiągnęli na Mistrzostwach Europy to samo co my. Dotarli „aż” do ćwierćfinału.

Tak łatwo przychodzi nam podróż z „piekła” do „raju”. Kiedyś znawca piłki nożnej i były selekcjoner reprezentacji Polski  - Andrzej Strejlau – mówił o dwóch przeciwstawnych stanach, w które popadamy: frustracji oraz euforii. Często w życiu społecznym tracimy poczucie odpowiednich proporcji, zaś nasza reakcja na konkretne wydarzenia nie jest adekwatna do ich autentycznej wagi.  Entuzjazm jaki wytworzono wokół startu polskiej reprezentacji na EURO we Francji, będzie utrudniał obiektywną ocenę, zafałszuje trzeźwą analizę. Przez to mogą nam umknąć błędy, które popełniliśmy podczas tego turnieju: zbyt głęboka gra defensywna, trzymanie się kurczowo jednego składu, prawie całkowita rezygnacja z poczynań ofensywnych po objęciu prowadzenia, oraz uporczywe próby utrzymania wyniku, w sytuacji kiedy do końca pojedynku pozostał jeszcze prawie cały regulaminowym czas gry.

Niczego wielkiego jeszcze nie wygraliśmy, a tymczasem w efekcie braku krytycznego spojrzenia możemy postawić błędną diagnozę, zbagatelizować wnioski, i przegrać eliminacje do kolejnego wielkiego turnieju – mundialu w Rosji.

W sporcie, ale także w polityce ważna jest jakość gry. Ale o zwycięstwie decyduje inny czynnik: to jak potrafimy odnaleźć się w kluczowych, krytycznych momentach; jak radzimy sobie w sytuacjach ekstremalnych, które weryfikują charakter zawodnika lub drużyny. Czy umiemy udźwignąć ciężar wyzwań. Każda rywalizacja ma takie przełomowe momenty i aby wygrać należy rozstrzygnąć je na swoją korzyść. Rzecz rozgrywa się w psychologii. Osobiście nazywam tę cechę: mentalnością zwycięzców. Aby wygrać trzeba być kulturowo gotowym do zwycięstwa, trzeba wykazać determinację w dążeniu do celu, jakim jest zwycięstwo.

I tu jest właśnie główny szkopuł całej sytuacji. Niestety pod tym względem nasi piłkarze na Mistrzostwach Europy zawiedli najbardziej. Nie potrafili podjąć ryzyka, gdy było ono konieczne. Nie unieśli ciężaru marzeń. Nie sprostali wyzwaniom.

Zasada jest prosta: żeby wygrać coś dużego trzeba dużo zaryzykować.

Szkoda, bo ten turniej się tak ułożył, że jak mówią fachowcy, znaleźliśmy się po korzystnej stronie „drabinki”, trafiliśmy na dogodny układ rywali. Idąc za stwierdzeniem Tomasza Zimocha: mogliśmy „autostradą” wjechać do finału w Paryżu.

Doświadczenie życiowe uczy, że kiedy pojawi się szansa na sukces, trzeba go brać tu i teraz, w czasie rzeczywistym; trzeba go wyrwać, wydrapać, wydeptać. Losowi się nie odmawia…, bo może się obrazić i drugi raz nie dać podobnej okazji.

Wiele zależy od naszych – nie tylko sportowych, ale przede wszystkim – społecznych i narodowych aspiracji. Dlaczego mały naród, taki jak Belgia, nie cieszy się z ćwierćfinału, a my popadamy w skrajną i trudną do wyobrażenia gdzie indziej w Europie euforię? Jest w tym na pewno element zakompleksienia, ale widzę także echo czegoś głębszego, co można nazwać refleksem filozofii „ciepłej wody w kranie”. Wmówiono nam, że należy cieszyć się z rzeczy małych. Wykarczowano z nas idee, wyrugowano wyzwania, zredukowano aspiracje – właśnie do poziomu ciepłej wody w kranie. Zrobiona z nas minimalistów, gdyż społeczeństwem z ograniczonymi oczekiwaniami oraz zdeprecjonowanym poczuciem wartości, po prostu łatwiej jest rządzić.

Porzucono wizję. Jeszcze do niedawna mówiono: „chcesz mieć wizję, idź do okulisty”.

Przez ćwierćwiecze transformacji nauczyliśmy się bylejakości. Przeciętność jest dla nas wyczynem. Cieszymy się ze średnich osiągnięć. Nawet wyższe wykształcenie – pod względem znaczenia oraz poziomu, treści edukacji – zdefraudowaliśmy do poziomu średniego. W patrzeniu historycznym: porażki przerobiliśmy na moralne zwycięstwa.

Dlatego cieszymy się już z ćwierć sukcesów, a gdy coś się nie uda śpiewamy: „Polacy nic się nie stało”. Albo mówimy: „ten się nie myli, co nic nie robi”. Tyle tylko, że jest to dogmat nieudaczników. W takim myśleniu przejawia się pewien atawizm.

 

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka