Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Roman Mańka (autor zdjęcia - Jerzy Mosoń)
Kurier z Munster Kurier z Munster
1222
BLOG

Nieudana premiera…

Kurier z Munster Kurier z Munster Polityka Obserwuj notkę 10

Słowo angielskie „sorry” w konotacji semantycznej wypowiedzialnej przez premier Elżbietę Bieńskowską, może być substytutem wyrażenia nieparlamentarnego (przekleństwa), którego z powodów estetycznych lepiej nie przywoływać, a nawet nie wymieniać pierwszej litery.

Kilka lat temu podczas festiwalu sopockiego wystąpiła Marta Wiśniewska z domu Mandarynkiewicz, przez fanów zwana popularnie „Mandaryna”. To miało być wejście smoka, istne narodziny gwiazdy, tymczasem wyszła tandeta, kicz.

Trenerzy piłkarscy powtarzają w takich sytuacjach starą piłkarską prawdę: „trawa wszystko zweryfikuje” (w przypadku Bieńkowskiej będą to tory). Zawodnik nieprzygotowany, nie znajdujący się w najlepszej formie albo w ogóle pozbawiony talentu, szybko zostanie zdiagnozowany przez przeciwnika jako słaby punkt. Piłka będzie notorycznie posyłana na zajmowany przez niego obszar trawy.

Nasuwa się kilka wniosków i analogii pomiędzy występem „Mandaryny”, premiery „Elżbiety II” jak pretensjonalnie napisała po rekonstrukcji rządu o Elżbiecie Bieńkowskiej Gazeta Wyborcza, a piłkarzem takim jak choćby Robert Lewandowski.

W polityce bez talentu oraz wiedzy merytorycznej paradoksalnie można pojechać daleko, a raczej wysoko; w muzyce czy piłce nożnej raczej nie. Nie da zaśpiewać się bez słuchu czy poczucia rytmu. Ambitna publiczność od razu wychwyci braki. Podobnie piłkarz pozbawiony odpowiednich umiejętności zostanie w trawę wkręcony przez zawodników przeciwnej drużyny.

W polityce rządzi jeszcze inna zasada: „tisze jedjesz, dalsze budiesz”.  I faktycznie Elżbieta Bieńskowska długo na tym korzystała, czerpała paliwo z tej reguły. Gdy pozostawała w cieniu zyskiwała popularność, dobrze wypadała w rankingach, była chwalona. Nagle premier Tusk powiedział „sprawdzam”, powołał Bieńkowską do rządu na stanowisko wicepremiera(ki). W tym momencie zaczęły się kłopoty.

Tusk mógł dowartościować Bieńkowską w ramach rekonstrukcji rządu z dwóch powodów. Pierwszy motyw jest prosty i oczywisty, czytelny dla obserwatorów: chciał przełamać kryzys notowań PO poprzez personalne wzmocnienie rządu; za wcześnie gdybać czy premierowi zamysł wyszedł czy nie, czas pokaże… Drugie wytłumaczenie zachowania Tuska przypomina manewr z Arłukowiczem, premier zauważył rosnącą popularność Bieńkowskiej i postanowił ją zneutralizować; czyli typowy pocałunek śmierci, anihilacja poprzez awans; wiadomo nie od dziś, że politycy najszybciej spalają się w rządzeniu.

Dobry specjalista od wizerunku, Eryk Mistewicz, powiedział w TVN24, w programie Fakty po Faktach (21 stycznia 2014 r.), że Bieńkowska jest rewelacyjna merytorycznie, ale fatalna wizerunkowo. Wydaję się, że Mistewicz prawidłowo diagnozuje problem, jednak sytuacja jest bardziej złożona i nie tak oczywista jakby mogło się wydawać, – w praktyce nie wiadomo czy wicepremier(ka) dobrze spełnia nawet to pierwsze kryterium.

W polityce często mamy do czynienia ze zjawiskiem przereklamowania. Chwalimy kogoś, choć sami nie wiemy dlaczego. Ktoś ma dobrą prasę na zasadzie: bo tak. Zdobywa popularność w oparciu o prawo precedensu: czym cię mniej widać, tym będziesz bardziej popularny. Bieńkowska dotychczas faktycznie była popularna, ale dlatego że się mało pokazywała. Polscy dziennikarze, przyzwyczajeni do rozmaitych gaf polityków, mają zwyczaj uznawania milczenia za złoto, a to nie zawsze się sprawdza.

Czar Bieńkowskiej prysnął już pierwszego dnia po rekonstrukcji rządu, kiedy mówiła o mrożonych kiblach. Wtedy jednak opinia publiczna puściła to mimochodem. Nad drugą medialną wpadką nie sposób było przejść już do porządku dziennego.

Cytowany Mistewicz, uważa że błąd został popełniony nazajutrz, czyli w dzień po niefortunnej wypowiedzi, kiedy Bieńkowskiej nie przeszło przez gardło słowo „przepraszam”. Akurat to nie jest takie oczywiste. Wicepremier(ka) postanowiła postąpić konsekwentnie. Gdyby przeprosiła mogłoby to zostać poczytane jako przyznanie się do błędu, i być może zrobiłby się jeszcze większy szum medialny.

Z drugiej strony Mistewicz ma dużo racji. W odniesieniu do retorycznych wpadek często problem trafnie opisuje metafora zakopującego się samochodu, – kierowca dodając gazu w celu zwiększenia obrotów oraz mocy silnika, wbrew zamiarom jeszcze bardziej blokuje koła, samochód coraz głębiej grzęźnie. Bieńkowska postanowiła brnąć, a to nie musi być taktyka trafiona.

Co można powiedzieć o samej (inkryminowanej) wypowiedzi? Pomijając aspekt arogancji, uderza atawizm oraz infantylizm. Wysoki urzędnik państwowy tłumaczy się niczym małe dziecko, przykrywając nieudolność komunikacji kolejowej klimatem, do tego redukuje się do poziomu niezbyt wyszukanego młodzieżowego dialektu, używając ulicznej angielszczyzny. SORRY, ale wicepremier(ce) polskiego rządu nie wypada zachowywać się w ten sposób; to nie ten poziom. Profesjonaliści nie mogę sięgać po tego rodzaju (w gruncie rzeczy infantylne i atawistyczne) wytłumaczenia.

Często mówi się, że piłkarska reprezentacja Polski przegrała walkę o finał mistrzostw świata w 1974 r. bo na boisku stała woda. Do mądrych ludzi taki argument nie trafia. Obydwie strony miały równe warunki.

Trudno ocenić, jak dalej potoczy się kariera Bieńkowskiej. Niefortunna wypowiedź może jej zaszkodzić, jednak wcale nie musi. Być może wicepremier(ka) posiada taką taktykę wizerunkową, której głównym założeniem jest brak wizerunku; byciu w polityce na zasadach pozornej pozapolityczności. Chyba nadchodzi powoli kres wizerunkowych polityk, tego rodzaju filozofie uczestnictwa w życiu publicznym zaczynają się zużywać, wyborcy dostrzegają coraz bardziej cynizm i populizm polityków wizerunkowych, biorący się z tej metody. Niewykluczone, że jest to nowa taktyka całej Platformy (wizerunkowa niewizerunkowa).

Dziś można inaczej spojrzeć na dewizę Henri Kissingera: „najlepsza polityka to polityka realna”. We współczesnych warunkach nasuwają się dwa rozumienia tego stwierdzenia.

Polityka realna, czyli polityka którą da się zrealizować, osiągnąć strategiczne cele, co oznacza że w pokrewnych znaczeniach politologicznych jest to również polityka pragmatyczna, pozytywna, roztropna, rozważna, powściągliwa, przewidywalna (choć niekoniecznie), utylitarna, etc. Osobiście jestem fanem takiej właśnie polityki.

Coś lepszego od polityki wirtualnej, która jest pozbawiona realnej, efektywnej i pragmatycznej (w dobrym sensie tego słowa) treści.

Na koniec aluzja: zobaczycie jak szybko pryśnie czar Roberta Lewandowskiego w Bayernie Monachium. Wprawdzie Niemcy mawiają, że wszelkie analogie zawodzą, ale akurat ta nie zawiedzie. Trawa wszystko zweryfikuje.

Autor jest socjologiem, zajmuje się analizami z zakresu filozofii polityki i socjologii polityki oraz obserwacją uczestniczącą. Interesuje go zwłaszcza fenomenologia, a także hermeneutyka. Jest redaktorem naczelnym Czasopisma Eksperckiego Fundacji FIBRE oraz członkiem zarządu tej organizacji. Pełni również funkcję dyrektora zarządzającego Instytutu Administracja.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka